Pomysł na sobotę: Zakopane i Dolina Strążyska
Kiedy wyrywamy się z gonitwy codzienności na weekend, wkrótce może się okazać, że nasza kondycja nie jest tak świetna jak przed laty. To nie powód do zmartwienia, zwłaszcza, że można łagodnie i stopniowo “wrócić do gry”. Na weekendowy rozruch proponujemy Wam wypad do Zakopanego, połączony z wyjściem na szlak.
Pamiętam z dzieciństwa moje pierwsze kroki na górskim szlaku, który wtedy wydawał mi się przerażający, bo niewiadomy. Dałam jednak radę, dzielnie pokonując z rodzicami zaplanowaną trasę. Dlatego teraz, kiedy chcę Wam podpowiedzieć pomysł na weekend, moje myśli biegną w kierunku rozwiązania atrakcyjnego i pozwalającego łączyć przyjemne z pożytecznym. Każdy tu znajdzie coś dla siebie – można poobcować z naturą, rozruszać się, a przez to zasłużyć na małe grzeszki podczas popołudnia w centrum miasta.
Sugeruję przyjechać do stolicy Tatr już rano, tak, by koło 9.00 nie mieć jeszcze problemu ze znalezieniem miejsca parkingowego w sercu Zakopanego. Przy odrobinie szczęścia znajdziemy nawet ten bezpłatny. Jeśli wyjechaliśmy wcześnie, warto posilić się przed wyruszeniem w trasę kanapkami i kawą, tą z termosu, jak na turystę przystało. Kuszące jest także zawitanie do jednej z restauracyjek na Krupówkach, głównej ulicy, wzdłuż której skupia się życie “po godzinach”, a gdzie można zjeść smaczne śniadanie i sięgnąć po filiżankę aromatycznej kawy, obserwując, jak miasto budzi się do życia.
Gotowi do trasy wyruszamy w górę Krupówek tak, by skręciwszy w ul. Stanisława Witkiewicza dojść do ul. Tytusa Chałubińskiego i podążać nią w górę aż dojdziemy do pomnika legendarnego Sabały, górala, gawędziarza i muzykanta. Idąc dalej prosto skręcamy w prawo dopiero za schowanym wśród drzew Muzeum Przyrodniczym Tatrzańskiego Parku Narodowego. Wprawdzie do Wielkiej Krokwi i pozostałych skoczni można dojść już ul. Józefa Piłsudskiego, jednak polecam ten pierwszy wariant ze względu na możność podziwiania po drodze zabudowań Szlaku Architektury Drewnianej.
Minąwszy majestatyczne skocznie narciarskie, z prawej strony wchodzimy na czarny szlak Drogi pod Reglami. Przy odrobinie szczęścia natrafimy na kierdel owiec pasących się nieopodal mijanej po drodze bacówki. Mimo kilku tras wartych rozpatrzenia (np. Dolina Białego, Dolina ku Dziurze), dziś kierujemy się jednak na Dolinę Strążyską, czerwonym szlakiem, prowadzącym na polanę u samych stóp Giewontu. To trasa dobra na prawie każdą pogodę, niemęcząca, godzinna, a pozwalająca zakochać się w urodzie tatrzańskiej przyrody. Po opłaceniu wejścia do Tatrzańskiego Parku Narodowego (5 zł bilet normalny, 2,50 zł – ulgowy), wkrótce mijamy leśniczówkę Tatrzańskiego Parku Narodowego i podążamy wzdłuż malowniczego Strążyskiego Potoku, który towarzyszy nam niemal do samego końca wędrówki w stronę Polany Strążyskiej. Wędrując zalesioną doliną, możemy podziwiać na wysokości wyłaniające się zza drzew skaliste turnie. Możemy zaspokoić pragnienie próbując pysznej górskiej wody z niewielkiego źródełka. Po przejściu obok Skały Jelinka z tablicą upamiętniającą czeskiego publicystę Edwarda Jelinka, idziemy dalej po to, by ostatecznie w między drzewami ujrzeć szałasy pasterskie, a ponad nimi śpiącego rycerza strzegącego Tatr. To znak, że cel już niemal osiągnięty – otwiera się Polana Strążyska z widokiem na Giewont. Tu można odpocząć i posilić się w szałasie przerobionym na bufet, ale także ruszyć dalej czarnym szlakiem w kierunku Sarniej Skały i Doliny Białego. My chcemy znaleźć się jeszcze bliżej Giewontu – po 10 minutach marszu trafiamy na Wodospad Siklawica, który podwójną, ok. 20-metrową kaskadą spada do potoku.
Na Polanę Strążyską wracamy tą samą drogą lub – na wysokości bacówki z owcami – odbijamy w ulicę Pod Skocznią i nią idziemy z górki do ścisłego Zakopanego, gdzie na strudzonych turystów czeka moc atrakcji nie tylko na Krupówkach. Tu przychodzi czas na zasłużony odpoczynek w którymś z licznych lokali, często z muzyką na żywo. Oto pokłoniliśmy się z bliska symbolowi Tatr. To dobre na początek przygody w najwyższych polskich górach.
A wiecie skąd wzięła się nazwa Strążyska? Strąga w gwarze podhalańskiej to zagroda do dojenia owiec 🙂 Bez którego to dojenia oczywiście nie byłoby oscypków! Zresztą znamy jeszcze kilka ciekawostek o Dolinie Strążyskiej! Lubimy bardzo tę dolinę i lubimy zabierać tam pary młode na sesje ślubne – popatrzcie sami Sesja Ślubna w Dolinie Strążyskiej i zostawcie komentarz. A może mamy coś ciekawego napisać Wam jeszcze o Strążyskiej? Pozdrawiamy Monika i Łukasz